I nie ma w nikim innym zbawienia... »

Polecamy artykuły:

Panu dotrzymasz Słowa swego

            Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci,którymi obdarował mnie Bóg.Mój synek Danielek ma 4 lata.Gdy miał 2 lata,pragnieniem mojego serca było mieć córeczkę.Ale tak jakoś się składało,że nie mogłam zajść w ciąże.Mój lekarz nawet chciał mnie leczyć na bezpłodność.Lekarz domagał się pewnego badania (pod groźbą nie leczenia mnie dalej),na które mój mąż nie wyrażał zgody.Bardzo na niego nalegałam,więc w końcu się zgodził,ale w dniu w którym miał pójść i je zrobić,kochaliśmy się i poczęła się nasza Magdalenka.Wtedy jeszcze nie wiedziałam,że będzie to Ona.Modliłam się:''Panie Boże proszę Cię o dziewczynkę.Jeśli Ty mi ją dasz ja napiszę świadectwo.Wiem,że to Ty jesteś Bogiem Panem Wszechmogącym i to Ty o wszystkim decydujesz,jeśli zechcesz to możesz nam ją dać''.Zdawałam sobie sprawę,że Bóg to nie koncert życzeń,więc później prosiłam,aby to Jego wola się stała,a potem znów przychodziła ta pewność,że On mnie kocha i chce obdarowywać wspaniałymi darami i abym Mu ufała.Pan wysłuchał mnie na sali porodowej,gdy pokazano mi córeczkę powiedziałam:,,Dzięki Ci Panie''.W chwili obecnej Magdalenka ma 10 miesięcy.Jest bardzo pogodnym dzieckiem,daje nam dużo radości.Czuję się spełniona jako matka w tej roli do której przecież przeznaczył i stworzył mnie Bóg.Gdy słyszę jak mój synek Danielek mówi: mamo Kocham Cię i chce się ciągle przytulać czuję się szczęśliwa.Zawsze o tym marzyłam.To jest cudowne dawać miłość i ją otrzymywać.Biblia mówi: ,,Co siejemy,będziemy też zbierać".Gdy mój synek był malutki często tuliłam go do siebie i mówiłam Kocham Cię skarbie nasz,cieszymy się,że jesteś z nami.To cudowne jak Bóg uzdrowił mnie wewnętrznie.Kiedyś jako dziecko i nastolatka nie potrafiłam okazywać i mówić o swoich uczuciach.Nic dziwnego  nigdy nie słyszałam od mojej mamy,że mnie kocha ani też nie przytuliła mnie,nie słyszałam pochwały,ani czegoś dobrego. Dziś wiem, że ja też sprawiałam im sporo kłopotów. Bałam się, że będąc w małżeństwie już jako osoba wierząca w Jezusa Chrystusa, oddałam mu swoje życie gdy miałam 18 lat, nie będę mogła mieć dzieci. A to dlatego, że jako 10-cio letnia dziewczynka zostałam zgwałcona przez mojego 30-sto letniego sąsiada. Obawiałam się, że uszkodził coś wewnątrz, ale dzięki Bogu tak się nie stało. Zawsze od dzieciństwa było we mnie to pragnienie Boga, aby Mu służyć , żyć dla Niego. Robiłam  to tak jak potrafiłam: czytałam różne modlitewniki, które przywoziła mi moja religijna ciocia. A to do św. Tadeusza Judy, a to do św. Antoniego, modliłam się  o zgubne rzeczy , do św. Krwi Jezusa, do serca Jezusa , Odmawiałam też różaniec, Tajemnice Szczęścia. Postarałam się też o Talizman Szczęścia i obchodziłam 1-sze piątki . Szczególne w tym wszystkim było to, że nie było odpowiedzi na te modlitwy, a poza tym były czyjeś wyuczone powtarzane nie z serca. Chodziłam do kościoła katolickiego od dzieciństwa. Moi rodzice nie byli zbyt religijni. Ich wiara to chodzenie do kościoła w niedziele, udział w procesjach. Czasem wracałam z mszy i płakałam . Mówiłam w duchu : boże ciągle wyznaje Ci grzechy ( mam na myśli spowiedź ) i ciągle robię  to znów. Tak bym chciała być wolna od grzechu, żyć inaczej, ale nie potrafiłam.

            Pewnego razu moja ciocia, która jest świadkiem Jehowy, podarowała mi Pismo Św., bo u nas w domu nie mieliśmy. Dała mi tez dużo książek z ich wydawnictwa. Czytałam Biblie i te książki, ale zorientowałam się, że więcej czytam tych ich książek niż Biblie, nie wszystko mi się zgadzało. Pamiętam, gdy ciocia mówiła o Bożych przykazaniach np. Żeby nie nadużywać imienia Pańskiego „ O Jezu ” nadaremno , bardzo mi się podobało , że ona tak zna Boga. W moim życiu przełomowy moment to była śmierć mojej babci z którą byłam mocno związana emocjonalnie. Ona troszczyła się o mnie; grzała mi jedzenie, gdy wracałam ze szkoły, uczyła, że trzeba zmienić ubranie po przyjściu ze szkoły do domu. Razem też spałyśmy, aż prawie do jej śmierci, miałam wtedy 17 lat. Byłam w pokoju z nią, gdy umierała, bałam się, że zabierze mnie ze sobą, a ja nie byłam gotowa na spotkanie z Jezusem. W kuchni pił mój ojciec z sąsiadem i rozmawiali o jej śmierci. Dni po pogrzebie były chwilami pustki, izolacji od ludzi, zamknięcia w sobie. Siedziałam na łące i myślałam: Boże jeśli jesteś to czy Ty widzisz jak ja cierpię? Po co człowiek żyje, aby cierpieć i umrzeć, a potem zasypią piachem? To bez sensu. Myślałam wtedy może jest gdzieś na świecie jakieś miejsce, gdzie ludzie są szczęśliwi. Dziś wiem, że to miejsce każdy człowiek musi zrobić w swoim sercu dla Jezusa , On zmieni wszystko, uleczy te chore dusze, oczyści z wszelkiego grzechu, brudu, brzemion przeszłości, da nam nowe życie, Niedługo po pogrzebie wyjechałam ze wsi do Łomży aby uniezależnić się od rodziców, tak jakby zacząć od nowa. Znalazłam pracę i mieszkanie i Boga. W pracy poznałam Marka, był chrześcijaninem, mówił mi o Jezusie, że mnie kocha czytał z Biblii. Dziś nie pamiętam, które fragmenty. To było 14 lat temu. Uwierzyłam w miłość Boga, tak bardzo tego potrzebowałam, wewnętrznie odczuwałam to jest to czego szukam. Zawsze pragnęłam żyć szczęśliwie, ale człowiek sam z siebie nie potrafi, a nawet jeśli próbuje to nie przynosi to Chwały Bogu. Marek zaprosił mnie do Zboru na nabożeństwo. Byłam bardzo ciekawa. Zawsze wiedziałam to, że jestem grzesznikiem, miałam to przeświadczenie, zaś o ludziach w zborze myślałam jacy oni święci i radośni, też bym chciała taka być. Myślałam pewnie mam za mało wiary, więc poprosiłam, gdy były modlitwy o więcej wiary. Kiedyś pewna siostra Magda zaprosiła mnie do siebie do domu na kolacje. Spytała mnie wtedy czy chciałabym oddać swoje życie Jezusowi. Powiedziałam: Tak, ale czy musze to zrobić teraz? Miałam przecież całe życie przed sobą. Ona mi odpowiedziała: Skąd wiesz, ile życia masz przed sobą? Co się może wydarzyć? Modliłam się z nią, ona prowadziła mnie, bo ja nie wiedziałam jak to zrobić. Od tamtego dnia wszystko się zmieniło, miałam radość płynącą nie z tego świata, Moje życie w końcu odnalazło sens. Bóg wiele razy uratował mnie z niebezpieczeństw. Czuwał nade mną; w dzieciństwie żelazna drabina przygniotła mi klatkę piersiową po prostu przewaliła się na mnie. W porę odratowała mnie ciocia, byłam już sina. Innym razem wyjmowałam błoto z kubka jak jedzenie dla lalek, robak wyszedł i przegryzł mi gardło. Niewiele brakowało a bym nie żyła. Znów pomoc przyszła w porę. W wieku 17 lat miałam wypadek na motorze skończyło się na tym, że stopka wgniotła mi się do łydki. Nogę pozszywano , pozostała tylko blizna. Chciałam odebrać sobie życie, gdy uczyłam się w Liceum nałykałam się tabletek, ale też mnie odratowano. Chwała Ci Panie !!!

            Oddałam moje życie Jezusowi jako Panu i Zbawicielowi i czuję się kochana, cenna wartościowo, nawet jeśli ludzie źle o mnie myślą , pociesz mnie myśl, że jest ktoś kto mnie zawsze przygarnie do kogo zawsze mogę przyjść. W 1995 roku przyjęłam chrzest wiary na świadectwo dla ludzi, szatan, zna znak ,że należę do Boga. Bóg zmienił sytuację w moim rodzinnym domu. Od dzieciństwa toczyłam wojnę z moim starszym bratem, kiedyś rzuciłam w niego nożem, schylił się i zbiła się szyba. Dobrze, że tylko na tym się skończyło. Innym razem rzuciłam w niego ciężkim butem i znów zbiła się szyba. Kiedyś tak bardzo mnie pobił, że z nosa ciekła mi krew. Często przezywał mnie głupia, tak też myślałam o sobie. Kiedy narodziłam się na nowo Bóg zmienił moją relację z nim i już nie walczyliśmy na pięści, zaczęłam mu okazywać miłość, zrozumienie, On oczekiwał moich przyjazdów, a nawet radził się co do swojej przyszłej żony .Mój ojciec gdy dowiedział się, że zmieniłam wyznanie, wygonił mnie z domu mówiąc: „ że nie chce mieć takiej córki”. Moja mama ciągle płakała, rwała sobie włosy z głowy, nie umiała sobie poradzić z nową sytuacją w rodzinie. Moi rodzice bardzo się wstydzili za mnie. Po paru miesiącach i modlitwach moich i zborowników Jezus zmienił i tą sytuację, byłam oczekiwanym gościem w moim rodzinnym domu. Bóg uwolnił mnie tez od poczucia winy w którym żyłam 10 lat. To mnie obwiniano 10-cio letnie dziecko o gwałt mojego sąsiada. Kiedyś byłam osobą, która godziła się, że mnie oszukiwano, wykorzystywano. Uważałam, że to pokora. Bóg zmienia mnie i mój charakter, Jezus gdy Go uderzono powiedział: „ Jeśli powiedziałem źle to udowodnij, że źle, a jeśli dobrze to dlaczego mnie bijesz?”

            To Jezus przeprowadza mnie i mojego męża przez różne kryzysy w małżeństwie. Pomaga przy wychowywaniu dzieci, On też i nas wychowuje jako swoje dzieci. Często przypominam sobie Słowo z Ks. Jeremiasza : „ Albowiem Ja wiem jakie myśli mam o Was, myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby wam przygotować przyszłość i natchnąć nadzieją”.

Wiem, że wiele jeszcze przede mną, ale krok po kroku Bóg prowadzi, nigdy nie da nic ponad nasze siły, pragnę wytrwać z Nim i z Nim do końca.

Marzena Radzińska

Content Management Powered by CuteNews

Osobiste "Ojcze nasz"

Czy możemy powiedzieć:
Ojcze - Skoro nie jesteśmy na nowo narodzeni przez Jezusa Chrystusa i nie otrzymaliśmy nowego życia?

Czy możemy powiedzieć:
Nasz - Skoro nie przyjmujemy innych do tej społeczności z Bogiem?

Czy możemy powiedzieć:
Jesteś w Niebie...

więcej... »

Polecamy:

Bardziej papiescy niż sam papież

Kazimierz Sosulski

Wielu Polaków uważa Jana Pawła II za najwybitniejszego rodaka tysiąclecia. W październiku uroczyście świętowano dwudziestolecie jego pontyfikatu. Przypomniało mi to pewne ciekawe wydarzenia, które miały miejsce w Krakowie w czasach, gdy służyłem w zielonoświątkowym zborze "Betlejem". W tych latach, gdy polscy chrześcijanie w różny sposób byli ograniczani, przecięły się w pewien niezwykły sposób drogi niektórych katolików i zielonoświątkowców na krakowskim gruncie. Nie są one znane szerszemu ogółowi, ale ze względu na swą wymowę warte zanotowania.

więcej... »

Uzdrowiony

Dariusz Robert Hapoń

Jest rok 1994, maj, miesiąc matur, chociaż dla mnie większym przeżyciem był chrzest w zborze w Terespolu. Dziesięć miesięcy wcześniej przeżyłem nowe narodzenie, zostałem ochrzczony w Duchu Świętym. Był to dla mnie czas niezwykle ekscytujący i wyjątkowy: zostały mi przebaczone grzechy, wzrastałem w Bogu, poznawałem Biblię, w Międzyrzecu Podlaskim powstawał zalążek pod przyszły punkt misyjny i zbór. Zdałem maturę, a ponieważ z różnych przyczyn nie mogłem podjąć dalszej nauki, zacząłem rozglądać się za pracą. Wszystko wydawało się piękne i sielankowe - do momentu, w którym zaczęły się kłopoty ze zdrowiem.

więcej... »

Mój syn zaginął - i co dalej?

Renata Grabowska

Gdy rankiem 29 listopada 1994 roku wyprawiałam do szkoły mojego jedenastoletniego syna Marcina, nawet nie przyszło mi do głowy, że zobaczę go dopiero za 3 miesiące. Gdy tamtego poranka, jak zwykle, w pamiętnej modlitwie wielbiłam Boga i dziękowałam Mu za kolejny darowany mi dzień, nie wiedziałam jeszcze, że dzień ten zapamiętam do końca życia, że od tego dnia zacznie się trzymiesięczny test mający wypróbować moją wiarę. A zaczęło się od tego, że tamtego dnia Marcin nie wrócił ze szkoły do domu.

więcej... »

© 2004 Zbór Kościoła Zielonoświątkowego w Ostrołęce