I nie ma w nikim innym zbawienia... »

Polecamy artykuły:

Bardziej papiescy niż sam papież

Kazimierz Sosulski

Wielu Polaków uważa Jana Pawła II za najwybitniejszego rodaka tysiąclecia. W październiku uroczyście świętowano dwudziestolecie jego pontyfikatu. Przypomniało mi to pewne ciekawe wydarzenia, które miały miejsce w Krakowie w czasach, gdy służyłem w zielonoświątkowym zborze "Betlejem". W tych latach, gdy polscy chrześcijanie w różny sposób byli ograniczani, przecięły się w pewien niezwykły sposób drogi niektórych katolików i zielonoświątkowców na krakowskim gruncie. Nie są one znane szerszemu ogółowi, ale ze względu na swą wymowę warte zanotowania.

Jeden z członków naszego zboru, br. Teodor, pracował na dworcu PKP jako tragarz. Zdarzyło się raz, że pomagał jakiemuś duchownemu wsiąść do pociągu odjeżdżającego do Lublina. Już w przedziale, gdy układał na półce bagaże, dopadli go z krzykiem koledzy-bagażowi: "Wynoś się stąd, kociarzu, nie widzisz, że to jest nasz biskup?" Bo podróżnym był Karol Wojtyła udający się na wykłady w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Na jego pytanie o przyczynę tego hałasu usłyszał od kolegów naszego brata, że bagaże niósł mu innowierca, a to przecież nie przystoi, by ktoś taki mu usługiwał. Biskup porozmawiał chwilę z "kociarzem", a potem poprosił jego kolegów, aby dali mu spokój. Co więcej, umówił się, że to właśnie on odbierze go z pociągu, gdy będzie wracał z Lublina. Podczas tego drugiego spotkania wypytał go dokładniej kim jest i zażyczył sobie, aby zawsze zajmował się jego bagażami, gdy będzie się udawał w podróż do Lublina. Za jakiś czas biskup Wojtyła zechciał nawet odwiedzić "swojego" bagażowego w jego mieszkaniu przy ul. Na Gródku. Wtedy dokładniej już dowiedział się od obojga małżonków kim są, w co wierzą, jaką mają Biblię, gdzie chodzą na nabożeństwa, etc. Brat Teodor opowiedział mi to wkrótce po wyborze polskiego kardynała na papieża.

Szpital w Krakowie. Na dostawce w korytarzu leży osiemdziesięcioczteroletnia Julia, członkini krakowskiego zboru "Betlejem". Wokół niej rodzeństwo: dwie siostry i brat. Przyszedłem do niej z wizytą duszpasterską. W pewnym momencie siostra Julia zwróciła się do swego brata: "Józuś, opowiedz pastorowi jak to zaprosiliście biskupa, aby mnie nawrócił". Usłyszałem wtedy ciekawą historię. Otóż Julia była najstarsza z rodzeństwa. Bardzo młodo wyszła za mąż za Rosjanina, przez co znalazła się w Rosji. Tam spotkała "sztundystów", jak nazywano ewangelicznych chrześcijan, którzy dali jej Pismo Święte i wyjaśnili, na czym polega droga zbawienia. Nawróciła się, pokochała Jezusa i była w ich zborze szczęśliwa, mimo że dość wcześnie owdowiała i było jej niezmiernie ciężko. A były to czasy porewolucyjne. W rodzinne strony wróciła pod koniec lat pięćdziesiątych. Najbliżsi byli przerażeni tym, że "babcia", jak mówili o starszej siostrze, zmieniła wiarę. Czytała Pismo Święte, w domu śpiewała nabożne pieśni, modliła się o każdą sprawę, chodziła na nabożeństwa do jakiegoś "zboru" i ciągle była szczęśliwa. Wstydzili się swoich sąsiadów z powodu takiej dziwnej siostry. Kiedyś, przy jakiejś okazji, udało im się zaprosić do domu biskupa i chcieli, żeby nawrócił "heretyczkę". Biskup uważnie ich wszystkich wysłuchał, porozmawiał z Julią, dokładnie się wszystkiego wywiedział i poprosił ją, aby na chwilę zostawiła ich samych. Gdy wyszła z pokoju, poradził jej rodzeństwu, aby zostawili "babcię" w spokoju. Od tej wizyty nasza siostra w Chrystusie cieszyła się u swych krewnych szacunkiem. Biskupem, który tak wpłynął na owych ludzi był Karol Wojtyła.

Pod koniec grudnia 1976 roku po raz pierwszy zielonoświątkową kaplicę "Betlejem" odwiedziła grupa studentów z dominikańskiego duszpasterstwa akademickiego. Ich lider świadczył później, że właśnie wtedy podczas wspólnej modlitwy, przeżył chrzest Duchem Świętym. Były też inne wzajemne kontakty. Byłem zapraszany do studenckiej "Beczki" w klasztorze oo. Dominikanów przy ul. Stolarskiej, aby z ojcem Joachimem Badenim prowadzić wieczorem studia biblijne lub wygłaszać krótkie kazania na popularnej "7", spotkaniu dla studentów o siódmej rano. Ten zacny duszpasterz dominikański życzliwie wyrażał się o kaplicy "Betlejem" i o zielonoświątkowcach.

To do tego klasztoru docierały później wielotonowe ciężarówki z darami od zielonoświątkowców ze Szwecji, z tysiącami egzemplarzy "Biblii Tysiąclecia" drukowanymi w Skandynawii jako dar dla polskich katolików. A w czasie stanu wojennego olbrzymie transporty z żywnością i środkami higienicznymi skandynawscy zielonoświątkowcy i baptyści kierowali do katolickich duszpasterstw akademickich w Krakowie z przeznaczeniem dla internowanych. Kiedyś wezwał mnie, jako pastora, pewien urzędnik na rozmowę, ponieważ na jego biurko dotarła dokumentacja przywozowa wystawiona na nasz zbór. Zapytał: Czy waszemu dwustuosobowemu zborowi potrzeba aż dwadzieścia tysięcy żyletek, czternaście tysięcy tubek pasty do zębów, aż tyle kawy i skarpetek? Nie wiedział, że te transporty rozładowywano w kościołach katolickich, skąd towar rozchodził się paczkami do zakładów internowania. Nie przyszło mu do głowy, że protestanci mogą współdziałać z katolikami. Tak, były to czasy, gdy trzeba było sobie nawzajem pomagać. Zależało nam na Bożej sprawie w naszym kraju.

Minęły lata. Mamy teraz inną sytuację polityczną. Wielu przyznających się do chrześcijaństwa ludzi może wywierać wpływ na różne dziedziny naszej krajowej rzeczywistości, często nawet w szerokim zakresie. Tym, którzy Jana Pawła II uważają za swego duchowego przewodnika życzę, aby byli "papiescy", tacy jak papież, a nie "bardziej papiescy niż sam papież" jak w wielu wypadkach bywa. Wszystkim nam, Polakom, posiadania prawdziwego ewangelicznego ducha, który nie pozwala kierować się uprzedzeniami, nienawiścią czy brakiem przebaczenia. Niech pokój Boży, który zstąpił na świat w narodzonym w Betlejem Zbawicielu owładnie jak największą liczbę serc nie tylko w dniach pamiątki Narodzenia Pańskiego.

Kazimierz Sosulski

Źródło: Artykuł ukazał się w miesięczniku "Chrześcijanin" (opr. 11.12.1998)
Przedruk za zgodą redakcji

Content Management Powered by CuteNews

Osobiste "Ojcze nasz"

Czy możemy powiedzieć:
Ojcze - Skoro nie jesteśmy na nowo narodzeni przez Jezusa Chrystusa i nie otrzymaliśmy nowego życia?

Czy możemy powiedzieć:
Nasz - Skoro nie przyjmujemy innych do tej społeczności z Bogiem?

Czy możemy powiedzieć:
Jesteś w Niebie...

więcej... »

Polecamy:

Jaką mocą to czynisz?

Jerzy Ogonowski

A gdy On przyszedł do świątyni, przystąpili do niego, gdy nauczał, arcykapłani i starsi ludu, mówiąc: Jaką mocą to czynisz i kto ci dał tę moc? A Jezus, odpowiadając, rzekł im: Zapytam i Ja was o jedną rzecz; jeśli mi na nią odpowiecie, i Ja wam powiem, jaką mocą to czynię: Skąd był chrzest Jana? Z nieba czy z ludzi? A oni rozważali to sami w sobie, mówiąc: Jeśli powiemy, że z nieba, rzeknie nam: Czemu więc nie uwierzyliście mu? Jeśli zaś powiemy: Z ludzi, boimy się ludu, albowiem wszyscy mają Jana za proroka.I odpowiadając Jezusowi, rzekli: Nie wiemy. Rzekł i On do nich; To i Ja wam nie powiem, jaką mocą to czynię. (Mat. 21:23-27)

więcej... »

Automat do odpuszczania grzechów?

Marian Biernacki

Coraz bardziej lubimy korzystać z rozmaitych automatów. Wybawiają nas one z kłopotliwego stawania oko w oko z drugim człowiekiem. Nie lubimy niepotrzebnych pytań, podejrzliwych spojrzeń, niekompetencji i humorów drugiego człowieka. A więc bankomat pozwala nam pobrać swoje pieniądze bez obawy, że ktoś naprzeciwko będzie nam "zaglądał do kieszeni" i patrzył, że mamy ich tak mało albo tak dużo. Dzieciaki wyrastające w "błogosławionej" kulturze Zachodu bez obawy spotkania się z wymownym spojrzeniem sprzedawczyni mogą kupić sobie w przyjaznym automacie paczkę papierosów, a młodzieńcy - bez najmniejszego zażenowania - pierwszą prezerwatywę.

więcej... »

O niesieniu Krzyża...

Michał Hydzik
pastor zboru "Filadelfia" w Bielsku-Białej

Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie." Łk. 9,23 Pan Jezus wielokrotnie w sposób bezpośredni lub pośredni, zalecał swoim naśladowcom niesienie krzyża (Łk. 9,23; 14,27; Mt. 11,29). Tymczasem, o współczesnym chrześcijaństwie, mówi się często, że jest chrześcijaństwem bez krzyża. Stwierdzenie to, może niektórych bulwersować, albowiem na brak krzyży, a zwłaszcza w naszym kraju narzekać nie możemy. Spotykamy je przecież niemal na każdym miejscu. Czasem ma się wrażenie, że są nawet tam, gdzie być nie powinny, gdzie nie przystoi, aby były. Bo czy godzi się, aby wisiał on w sali w której posłowie od czasu do czasu wszczynają gorszące incydenty, albo obrzucają się oskarżeniami i pomówieniami, nie mając najmniejszego respektu dla jego powagi?

więcej... »

© 2004 Zbór Kościoła Zielonoświątkowego w Ostrołęce