I nie ma w nikim innym zbawienia... »

Polecamy artykuły:

Automat do odpuszczania grzechów?

Marian Biernacki

"Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata" (J 1,29)

Coraz bardziej lubimy korzystać z rozmaitych automatów. Wybawiają nas one z kłopotliwego stawania oko w oko z drugim człowiekiem. Nie lubimy niepotrzebnych pytań, podejrzliwych spojrzeń, niekompetencji i humorów drugiego człowieka.

A więc bankomat pozwala nam pobrać swoje pieniądze bez obawy, że ktoś naprzeciwko będzie nam "zaglądał do kieszeni" i patrzył, że mamy ich tak mało albo tak dużo. Dzieciaki wyrastające w ?błogosławionej? kulturze Zachodu bez obawy spotkania się z wymownym spojrzeniem sprzedawczyni mogą kupić sobie w przyjaznym automacie paczkę papierosów, a młodzieńcy - bez najmniejszego zażenowania - pierwszą prezerwatywę.

Jak to dobrze, że wynaleźli te automaty - myślimy - i coraz bardziej wyzwalamy się z zależności od innych ludzi, i od udręki stawania z nimi oko w oko.

Im bardziej czujemy, że robimy coś nie tak, tym bardziej chcemy zachować anonimowość i swoje sprawy załatwiać raczej z automatami niż z ludźmi. Tutaj potrzeba tylko mieć monetę!

Rozmaite automaty wynaleziono, aby ułatwić ludziom życie. Aby mogli mieć i robić, czego tylko zapragną o każdej porze dnia i nocy. Im bardziej powszechna jest jakaś potrzeba wśród ludzi, tym silniejsze dążenie do zaspokajania jej w automatyczny, machinalny sposób, bez konieczności każdorazowego tłumaczenia przyczyn jej powstania.

Nie wszyscy są tego świadomi, że gotówka, puszka coca coli albo paczka papierosów nie są wcale najbardziej powszechną potrzebą człowieka. Istnieje bowiem potrzeba dotycząca wszystkich ludzi, potrzeba, która wypala umysł zarówno mężczyzn, jak i kobiet, dzieci i dorosłych, biednych i bogatych! Jest to potrzeba przebaczenia. Potrzeba odpuszczenia naszych grzechów!

Czy można jednak wynaleźć jakiś automat do obsługi ludzi w zakresie tej potrzeby?

Baranek Boży, który gładzi grzech świata

Zgromadzonym nad Jordanem pokutującym tłumom Jan Chrzciciel zaprezentował Zbawiciela, który przyszedł zbawić swój lud od jego grzechów (Mt 1,21). Takie było zadanie Jana; w natchnieniu Ducha Świętego dokonać prezentacji Mesjasza i odejść w cień. Słowa, które przy tym wypowiedział mają ogromne znaczenie, bowiem nie tylko przedstawiają nam Osobę Zbawiciela, ale również wskazują, w jaki sposób odpuszcza On grzechy.

Wyrażenie gładzić grzech może prowadzić do uproszczonego wniosku, że w wyniku wyznania grzechu i aktu wiary w Boże przebaczenie, grzech po prostu znika wraz ze wszystkimi swoimi skutkami i nikomu już nie ciąży. Jednak greckie słowo airo (podnosić, brać, zabierać, usuwać, nieść) wskazuje, że to gładzenie nie polega na zniknięciu grzechu, ale na tym, że ciężar i wszystkie następstwa każdego naszego grzechu, który Mu wyznajemy bierze na siebie Jezus Chrystus.

Bardzo jasno wskazuje na to znany fragment proroctwa Izajasza: 'Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie. A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony. Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni. Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył, a Pan jego dotknął karą za winę nas wszystkich. (...) On to poniósł grzech wielu i wstawił się za przestępcami' (53,4-6. 12b).

Tak więc Syn Boży zdejmuje z nas brzemię grzechu i bierze je na siebie. Oczywiście tylko wtedy, gdy się przed Nim ukorzymy i Go o to poprosimy, a to z kolei wymaga nawiązania osobistego kontaktu z Bogiem. Nie mamy tu do czynienia z jakimś magicznym automatem do oczyszczania z grzechów, czymś w rodzaju automatu pralniczego, działającego według schematu: zgrzeszyłem - przychodzę - wypowiadam określone słowa skruchy - automat działa - jestem czysty!

Muszę przyjść do Osoby Zbawiciela i nawiązać więź osobistą. Przeprosić! Poprosić, by wziął na siebie jeszcze i ten kolejny mój grzech. Muszę stanąć z Nim oko w oko, poddać się osądowi Jego spojrzenia! On patrzy na moje serce, zna motywy i wie, czy rzeczywiście jestem skruszony, czy żałuję, że popełniłem ten grzech.

Coś takiego nie odbywa się w konwencji happeningu. Nie następuje automatycznie, według klucza: wrzuć monetę i chwilę poczekaj. Za każdym razem mamy do czynienia z Osobą, z Bogiem, z jedynym Barankiem Bożym, który nas umiłował, chce brać na siebie ciężar naszego grzechu, ale uwaga! Jest Bogiem! Chociaż chce, może nie wziąć na siebie czyjegoś grzechu, gdy nie widzi skruszonego serca, gdy wyznaniu nie towarzyszy szczera pokuta. W każdym bądź razie, odpuszczenie grzechów zawsze wymagać będzie osobistego przyjścia w pokorze do Zbawiciela i zdania się na Jego osobistą łaskę.

Smutna tendencja do automatyzowania sprawy odpuszczania grzechów

Proszę tylko pomyśleć jak bardzo wobec tego pobłądzili ludzie, którzy nie znają Boga, a którzy w swojej religijności próbują znaleźć rozwiązanie palącego problemu grzechu.

Chociaż wiadomo z Pisma, że tylko Bóg może odpuścić grzech, nie stają w tej sprawie każdy sam bezpośrednio przed Jezusem Chrystusem, tylko poszli w kierunku automatyzowania. W katolickich świątyniach pojawiły się konfesjonały (specjalne meble kościelne), do których podchodzą ludzie obciążeni grzechem, niczym spragniony człowiek do automatu z puszkami coca-coli, by otrzymać rozgrzeszenie. Przychodzą masowo do konfesjonałów, bo łudzą się (i są łudzeni), że bez krępującego stawania oko w oko z Osobą Zbawiciela zostaną uwolnieni od ciężaru grzechu.

Tendencję do automatyzowania odpuszczania grzechów obserwujemy niestety także w środowiskach ewangelikalnych. Łatwo zauważyć, że w działalności wielu ewangelistów sprawę odpuszczenia grzechów sprowadzono do krótkiego zbiorowego wyznania grzechów przez grzeszników (często pod dyktando ewangelisty) i natychmiastowego uznania tej sprawy za załatwioną. Wiadomo, że tak nawrócony grzesznik będzie wkrótce narażony na pewien automatyzm: wyznaję - popełniam grzech - wyznaję - znowu popełniam grzech - znowu wyznaję i tak w kółko Macieju, co opacznie pojęte, niby służy upowszechnianiu Bożej łaski. Wyraźnie przestrzega przed tym Słowo Boże:

'Cóż więc powiemy? Czy mamy pozostać w grzechu, aby łaska obfitsza była? Przenigdy! Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy?' (Rz 6,1-2).

Duża częstotliwość korzystania z jakiegoś automatu może sprawić satysfakcję inicjatorom ustawienia go w publicznym miejscu, ale na pewno nie sprawia przyjemności Bogu to, gdy Jego dzieci reklamują obfitość łaski Bożej przez to, że tak często muszą z niej korzystać.

Taką tendencję do automatyzowania sprawy oczyszczenia z grzechów obserwujemy też na przestrzeni lat w życiu poszczególnych chrześcijan. Coraz częściej wyznanie grzechów jest wypowiadane na jednym oddechu z dziękczynieniem, słowami uwielbienia Boga, a nieraz bez nawiązywania osobowej relacji z Bogiem. Wyznanie grzechu jest po prostu skierowane w przestrzeń - i zdaje się nam, że już wszystko załatwione. Otóż w ten sposób nie może to być i nie jest załatwione!

Gdy ktoś tak lekko i powierzchownie podchodzi do kwestii odpuszczenia grzechów, tym samym udowadnia, że nie zna Boga, że nie ma świadomości rangi i ciężaru gatunkowego całej sprawy!

Wezwanie do opamiętania

Ponieważ nie ma i nie może być automatu do odpuszczania grzechów, Słowo Boże wzywa nas do opamiętania i zaprzestania grzechu!

Cóż tedy? Czy mamy grzeszyć, dlatego że nie jesteśmy pod zakonem, lecz pod łaską? Przenigdy! (Rz 6,15).

'Przeto upamiętajcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze' (Dz 3,19).

Te i inne fragmenty Pisma dają wiele do myślenia. Okazuje się, że:

Baranek Boży, Jezus Chrystus, zdejmuje z grzesznika brzemię grzechu wówczas, gdy widzi, że ten docenia okazaną mu łaskę, że ma bojaźń Bożą i nie traktuje łaski Bożej jako przyzwolenia na dalsze popełnianie grzechu.

Baranek Boży bierze na siebie nasze grzechy, gdy widzi nasze opamiętanie, gdy naprawdę nawracamy się do Boga. Wyznaniu naszego grzechu musi towarzyszyć wewnętrzna skrucha i szczera chęć zmiany postępowania.

Dlatego też Słowo Boże wzywa wierzących: Opamiętajcie się nareszcie i nie grzeszcie; albowiem niektórzy nie znają Boga; dla zawstydzenia waszego to mówię (1Kor 15,34).

Gdybyśmy mieli do dyspozycji automat odpuszczający grzechy, nie musielibyśmy zaprzestawać grzeszyć. Wręcz odwrotnie, bylibyśmy zachęcani, by korzystać z niego jak najczęściej, bo po to ustawia się dla ludzi automaty zaspokajające ich potrzeby. Nie widziałem jeszcze, by np. na automacie z puszkami coca-coli był napis wzywający do zaprzestania jej picia. Ale w zakresie problemu grzechu nie ma i nigdy nie będzie żadnego uproszczonego rozwiązania. Wszystkim nam został dany Jedyny Zbawiciel, Jezus Chrystus!

Oto Branek Boży który gładzi grzech świata! Czy Go naprawdę znamy? Czy ośmielimy się traktować Go jak 'automat' do odpuszczania grzechów, wiedząc, że abyśmy my byli wolni od kary za nasz grzech, On osobiście musi wziąć na siebie ten ciężar i ponieść go na Golgotę? Czy znając Boga, wiedząc co robimy Zbawicielowi, będziemy mogli nadal tak lekkomyślnie popełniać grzech? O nie!

Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata! On chętnie weźmie każdy nasz grzech, gdy do Niego przyjdziemy ze skruszonym sercem i szczerze nawrócimy się do niego. Opamiętajmy się nareszcie i nie grzeszmy!

Marian Biernacki

Źródło: Artykuł ukazał się w miesięczniku "Chrześcijanin" (opr.red. 03.04.1999 r.)
Przedruk za zgodą redakcji

Content Management Powered by CuteNews

Osobiste "Ojcze nasz"

Czy możemy powiedzieć:
Ojcze - Skoro nie jesteśmy na nowo narodzeni przez Jezusa Chrystusa i nie otrzymaliśmy nowego życia?

Czy możemy powiedzieć:
Nasz - Skoro nie przyjmujemy innych do tej społeczności z Bogiem?

Czy możemy powiedzieć:
Jesteś w Niebie...

więcej... »

Polecamy:

Mój syn zaginął - i co dalej?

Renata Grabowska

Gdy rankiem 29 listopada 1994 roku wyprawiałam do szkoły mojego jedenastoletniego syna Marcina, nawet nie przyszło mi do głowy, że zobaczę go dopiero za 3 miesiące. Gdy tamtego poranka, jak zwykle, w pamiętnej modlitwie wielbiłam Boga i dziękowałam Mu za kolejny darowany mi dzień, nie wiedziałam jeszcze, że dzień ten zapamiętam do końca życia, że od tego dnia zacznie się trzymiesięczny test mający wypróbować moją wiarę. A zaczęło się od tego, że tamtego dnia Marcin nie wrócił ze szkoły do domu.

więcej... »

Cztery razy przeżyłem własną śmierć

Józef Bałuczyński

Przed kilkoma laty ktoś, kto dowiedział się o moich przeżyciach w czasie II wojny światowej, zapytał, czy to prawda, że kilka razy przeżyłem swoją śmierć. Otóż trzykrotnie przeżyłem swoją śmierć w sensie przenośnym, gdyż byłem o włos od śmierci i cudem jej uniknąłem. Natomiast za czwartym razem zdarzyło mi się nie tylko zajrzeć jej w oczy ale dosłownie jej doświadczyć. Wszystko to wydarzyło się naprawdę i pokazuje, jak bardzo Jezus Chrystus pomagał mi w życiu.

więcej... »

Z kim przestajesz takim się stajesz, czyli jak stałam się poprawną chrześcijanką

Lilla Mazurek

- Basiu, czyś ty wiarę zmieniła?
- Ona odpowiedziała, że "nie ja wiarę zmieniłam, ale wiara w Boga mnie zmieniła"
- Ja jej powiedziałam: ja uważam, że kto się w jakiej wierze urodził, w takiej powinien trwać do śmierci
Ona natomiast odpowiedziała mi: czy uważasz, że gdybyś się urodziła w stajni, oznaczałoby, że jesteś koniem?

więcej... »

© 2004 Zbór Kościoła Zielonoświątkowego w Ostrołęce